poniedziałek, 14 grudnia 2015

'KRADZIEJE' CZASU


Wielki reżyser europejskiego kina, Wojciech Jerzy Hass powiedział kiedyś: „Ukończyłem roczny Kurs Przysposobienia Filmowego w Krakowie i uważam, że to w zupełności wystarczy. Zdolnemu uczniowi wielu profesorów nie jest potrzebnych. Niezdolnemu - wielu profesorów i tak w niczym nie pomoże.” Tuż po wojnie, w latach 1945-1946 działała w Krakowie tzw. ‘krakowska prafilmówka’. W ciągu jednego roku działalności wypuściła ona takich absolwentów, jak: Jerzy Kawalerowicz, Jerzy Passendorfer, Mieczysław Jahoda, czy wymieniony już Wojciech Jerzy Hass. W tym samym czasie, też w Krakowie, przy Teatrze Starym działało Studio Teatralne. Absolwentem tej szkoły był m.in. Tadeusz Łomnicki. Natomiast w Lublinie, przy Teatrze im. Juliusza Osterwy, wiosną 1945 powstało Studio Dramatyczne, następnie przekształcone w Szkołę Dramatyczną. Wykładowcami byli tutaj aktorzy lubelskiego teatru oraz profesorowie KUL. Nauka trwała 2 lata a wśród absolwentów tej szkoły są m.in.: Henryk Bąk, Wiesław Michnikowski, Wojciech Siemion, czy Mieczysław Czechowicz. Wszystkie te szkoły działały przez pierwsze lata po wojnie, po czym ich funkcje przejęły wyższe uczelnie artystyczne w Warszawie, Karkowie, Łodzi i Wrocławiu. W trakcie trwania od 2 do 4 semestrów potrafiły one wykształcić liczną grupę wybitnych artystów polskiego kina i teatru. Z kolei przed wojną działał w Warszawie Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej, w którym nauka trwała 3 lata, a do jego absolwentów należą: Tadeusz Fijewski, Nina Andrycz, Edward Dziewoński, Aleksander Bardini, Hanka Bielicka, Jan Świderski, Danuta Szaflarska, Irena Kwiatkowska, Andrzej Łapicki i inni. Na świecie do dzisiaj jest tak, że szkoły aktorskie i filmowe są zazwyczaj rocznym lub dwuletnim kursem. Bo tyle naprawdę wystarczy. Zawody aktora i reżysera, są artystyczne, ale jednocześnie rzemieślnicze. Uczy się ich człowiek przez całe zawodowe życie. W szkole można jedynie nauczyć pewnych podstaw warsztatowych, absolutnego minimum rzemiosła. A na to w zupełności wystarczą 2 do 4 semestrów. Reszty absolwenci powinni uczyć się w pracy, doskonaląc swoje umiejętności przez lata. Naprawdę nie ma sensu okradać młodych ludzi z ich czasu, przeciągając sztucznie okres szkolnej edukacji artystycznej. Przekształcenie po wojnie dwu i trzyletnich szkół w czteroletnie wyższe uczelnie nie było mądrym zabiegiem. Tak twierdzę. Ale przekształcanie ich obecnie w pięcio lub pięcio i pół letnie uczelnie jest już wybitnie niemądre. To niepotrzebne zabieranie czasu i hamowanie olbrzymiej energii skumulowanej w młodych ludziach. Uważam, że wszelkie reformowanie szkół artystycznych powinno iść w kierunku skracania czasu nauki, a nie jego wydłużania.
Ale jak tu teraz wytłumaczyć obecnemu rektorowi wyższej uczelni, że od przyszłego roku będzie już ‘tylko’ DYrektorem?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz